Kraków, jakiego nie znacie!

Jeśli marzy Ci się pełen atrakcji weekend, nie trać czasu na przeglądanie zagranicznych ofert. Spakuj walizkę i przyjedź do Krakowa, a gwarantuję, że jeszcze długo z zapartym tchem będziesz wspominać ten wyjazd.

Nie marnuj miejsca w plecaku na ciężkie przewodniki, na Wawel i do Sukiennic wybierzesz się innym razem. Nie zapomnij za to zabrać aparatu fotograficznego, okularów przeciwsłonecznych, wygodnych butów, płetw i maski do nurkowania oraz, jeśli miewasz problemy lokomocyjne, opakowania Aviomarinu. Może się przydać, kiedy będziesz podróżować dziurawymi ulicami Nowej Huty we wnętrzu trabanta 601, zwanego potocznie „mydelniczką”.

Jeśli nie masz ostatnio humoru, nie przejmuj się, w Krakowie wszyscy chodzą uśmiechnięci, a w tutejszych lokalach nawet w toaletach puszczają z taśmy kawały. Uśmiejesz się do łez, no chyba że jesteś z obecnej stolicy, bo to tutaj jeden z ulubionych tematów dowcipkowania.

Przygotuj się na odrobinę szaleństwa i improwizacji, w Krakowie żyje się chwilą, liczy się tylko to, co tu i teraz. Będziesz tańczyć, pływać po Wiśle i nurkować. Zjesz za darmo talerz gorącej zupy, pośpiewasz, idąc ulicami miasta ze studentami i spojrzysz na okolicę z wysokości, z jakiej nawet krakowskie gołębie tego nie robiły. Zapowiada się niezapomniany weekend!

Śladami PRL-u

Naszą przygodę zaczynamy od melancholijnej podróży w czasie do Nowej Huty. Jedziemy oczywiście nieśmiertelnym trabantem 601, z którego najlepiej można poczuć PRL-owski klimat dzielnicy zwanej niegdyś z dumą „perłą komunizmu”.

Przewodnik z firmy Crazy Guides, nie omijając dziur w jezdni, zabiera nas na wycieczkę do świata niemal wprost wyjętego z filmów Stanisława Barei. Spacerujemy, podziwiając monumentalną zabudowę Placu Centralnego. Wstępujemy do pamiętającej czasy Gierka restauracji „Stylowa” na wuzetkę i „kawę z gruntem”.

Na koniec odwiedzamy autentyczne robotnicze mieszkanie u Pana Wiesława i odbieramy niezapomnianą lekcję jazdy trabantem, zwanym również „zemstą Honeckera”. Nasz ubrany w hutniczy kombinezon przewodnik zna Nową Hutę jak własną kieszeń. Postara się o to, abyśmy długo nie zapomnieli tej przejażdżki. Jedziemy z prawdziwym koneserem dobrej zabawy.

Zupa za friko

Po takich atrakcjach nawet największy przodownik pracy poczułby głód! Nam też burczy w brzuchu, więc z Nowej Huty wybieramy się prosto na Plac Nowy na Kazimierzu, gdzie już czeka na nas Międzynarodowy Festiwal Zupy (20 maja 2010 r.). Będzie tam zapewne niemały tłum. Tłoczą się turyści i krakowianie. Nic dziwnego – w licznych kotłach bulgoczą aromatyczne zupy, wzbijając w powietrze kłęby gorącej pary. Ustawiamy się tam, gdzie największy kocioł i najdłuższa kolejka. To gotuje się tzw. placówka, której miskę w odróżnieniu od innych stoisk dostaniemy za darmo. Nie zaszkodzi uciułać parę groszy, tak po krakowsku, czeka nas jeszcze sporo atrakcji.

Balonowy zawrót głowy

Posileni gorącą zupą łapiemy rikszę i karzemy zawieźć się na Bulwar Czerwieński w okolice Mostu Grunwaldzkiego. Z góry ustalamy cenę, bo jeszcze nie daj Boże riksiarz rozpozna nasz mazowiecki akcent i policzy po warszawsku, czyli jak za woły.

Nad Wisłą czeka na nas balon widokowy, którym wylatujemy wysoko w chmury – na ok. 150 m nad ziemię (znajomym powiemy, że było 300 m i tak się nie zorientują). Z zapartym tchem podziwiamy panoramę miasta, robimy znakomite zdjęcia, przy okazji raz na zawsze pokonując lęk wysokości.

Wielki błękit

Trochę ruchu nam nie zaszkodzi. Przechodzimy na nogach na drugą stronę rzeki, gdzie przy Rondzie Grunwaldzkim natrafimy na samoobsługową wypożyczalnię rowerów miejskich. Pierwsza godzina za darmo, dlatego musimy się spieszyć. Mocno pedałujemy i już po 10 minutach jesteśmy na Zakrzówku. Miejsce jak z bajki. Pionowe 20-metrowe skalne ściany wpadają wprost do lazurowej wody zalanego kamieniołomu (w czasie II wojny światowej pracował tu sam Karol Wojtyła).

Przez chwilę wydaje nam się, że jesteśmy nad Adriatykiem, gdy wtem instruktor z Centrum Nurkowego „Kraken” daje znak, że to już pora założyć kombinezon i sprawdzić butlę tlenową. Nurkujemy na 30 m. W czystej wodzie na dnie z łatwością rozpoznajemy podłużny kształt. To przecież autobus marki Ikarus. Jakie jest nasze zdziwienie, gdy obok widzimy wrak dużego fiata. Ale historia! I kto nam uwierzy w takie cuda 2 km od Wawelu?!

Studenckie szaleństwo

Oddajemy rower i szybko udajemy się na Rynek. Mamy szczęście – dziś są Juwenalia. Barwny studencki korowód mknie ulicami miasta, jest miło i wesoło. Szybko uczymy się kilku zwrotek
studenckich przyśpiewek i już jesteśmy częścią tej ciekawej gromady. Są z nami piraci, greccy bogowie, Teletubisie, postacie ze Słonecznego Patrolu oraz czterej pancerni w metalowym kontenerze na śmieci, który robi za czołg.

Teraz, ogarnięci cudowną atmosferą święta, śpiewamy już na całe gardło, zapominając o grupie japońskich turystów robiącej nam zdjęcia. A co tam! Kraków to miasto artystów, tutaj ludzie
śpiewający na ulicach to chleb powszedni. Wstyd to kraść!

Śladami Szwejka

Jak już jesteśmy na Rynku, to wpadamy na ulicę Mikołajską 5 do „Wódki” na kieliszek napoju o tej samej nazwie. Potem szybki spacer Plantami do „Kompanii Kuflowej Pod Wawelem” (w budynku Hotelu Royal) i już po przekroczeniu progu wiemy, że pokochamy to miejsce!

Przedwojenna kapela gra na żywo, krążąc między stolikami, goście klaszczą i intonują radośnie, a pękate kufle piwa znikają w oka mgnieniu. Cały lokal jest jakby żywcem wyjęty z „Przygód dobrego wojaka Szwejka” pióra Jaroslava Haska. Króluje tu kuchnia austro-węgierska, więc my także zamawiamy nieśmiertelną gulaszową i sznycel olbrzym (średnica ok. 30 cm) z sałatką ziemniaczaną, wszystko popijając złocistym piwem.

Z wywieszonych w toalecie tablic dowiadujemy się o dobroczynnych dla organizmu skutkach działania lewatywy, a nasi przyjaciele z Warszawy otrzymują przypomnienie – tu cytuję: „o możliwości umycia rąk”.

Gorączka sobotniej nocy

Po tak królewskim posiłku przenosimy się na ulicę Kościuszki do trzypoziomowego klubu „Fashion Time”, gdzie w rytm RnB, techno i disco lat 70. tańczymy zapamiętale niemal do białego rana. Zabawa jest znakomita, nogi same rwą się na parkiet. W szatni zrobili trochę głupią minę, gdy zostawialiśmy płetwy do nurkowania. Ale co tam! Liczy się dobra zabawa, nikt jutro nie będzie o tym pamiętał!

Kiełbaski spod Hali

Kiedy czujemy, że nogi zaczynają odmawiać posłuszeństwa, a żołądek ponownie przykleił nam się do pleców, obieramy kurs na ul. Grzegórzecką. Tu ze starej niebieskiej nyski pod Halą Targową sprzedają najlepsze grillowane kiełbaski w mieście. Można je kupić tylko późno w nocy, to prawdziwa uczta dla podniebienia. Szczęśliwcze, poznasz niemal legendarny smak tego miasta! Kiedy będziemy delektować się starannie upieczonymi kiełbaskami, będzie już świtać. To znak, że noc dobiega końca i czas położyć się spać. Dzień pełen atrakcji mamy za sobą, zasłużyliśmy na błogie lenistwo.

Relaks po krakowsku

Lubimy spać długo – to cecha, która łączy wielu krakusów. Po przebudzeniu (około 14.00) kawa i szarlotka na Rynku u Wentzla i najwyższa pora na rejs barką po Wiśle. Przy gorącej herbacie z cytryną podziwiamy kopiec Kościuszki, Zakon Kamedułów na Bielanach i Opactwo Benedyktynów w Tyńcu. Po południu wylegujemy się na Błoniach i gramy w kometkę w Parku Jordana.

Rozkoszując się promieniami wiosennego słońca, czujemy delikatny wiaterek wiejący od strony Lasku Wolskiego. Nigdzie nam się nie spieszy. W Krakowie od setek lat czas biegnie swoim leniwym, niezachwianym rytmem.

WOJCIECH KUDER

Kraków – kolebka polskiej kultury.

Kraków – kolebka polskiej kultury.

Od wieków, stolica małopolski była bardzo ważnym ośrodkiem kulturalnym, lecz magia tego miejsca to nie tylko zabytki i historia.

Czytaj dalej

Nowa rzeka dla Bogatyni

Nowa rzeka dla Bogatyni

Miedzianka – to niewielka rzeczka, która w ciągu kilku dni dorobiła się „czarnej” legendy w całym kraju. Jej zazwyczaj spokojne wody wystąpiły z brzegów pod wypływem nagłej ulewy, obracając w ruinę część Bogatyni.

Czytaj dalej

Kraj polskiej emigracji walczy z alkoholem

Kraj polskiej emigracji walczy z alkoholem

Tak chcą zniechęcić ludzi do picia. Już wkrótce na każdej puszcze czy butelce z alkoholem w Irlandii znajdzie sie ostrzeżenie przed jego szkodliwymi skutkami.

Czytaj dalej

Pałac Radziwiłłów, Nieborów

Pałac Radziwiłłów, Nieborów

Pałac Rodu Radziwiłłów w Nieborowie to jedna z najpiękniejszych rezydencji magnackich w Polsce.

Jej oprawę tworzą wypieszczone barokowe ogrody ze starannie przystrzyżonymi bukszpanami, a o krok dalej, nad malowniczym stawem, rozciąga się bujny park angielski.

Czytaj dalej

Pałac Muzeum Zamoyskich w Kozłówce

Pałac Muzeum Zamoyskich w Kozłówce

Muzeum Zamoyskich w Kozłówce zapoczątkowało swoją działalność w 1944 roku, choć pod obecną nazwą funkcjonuje dopiero od 1992 roku. Ulokowano je w kształtującym się od pierwszej połowy XVIII stulecia zespole pałacowo-parkowym należącym niegdyś do rodu Zamoyskich.

Czytaj dalej

Tyniec - Raj dla ducha i dla brzucha!

Tyniec - Raj dla ducha i dla brzucha!

Grube kamienne mury, wieża górująca nad okolicą i grupa mężczyzn mieszkających w ciasnych celach. Wbrew pozorom nie jest to zakład karny o podwyższonym rygorze, a opactwo Benedyktynów w Tyńcu, jeden z turystycznych cudów Małopolski.

Czytaj dalej

 

Agencja social media

Biuro wirtualne

Korzystając z naszej strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies. Więcej informacji tutaj . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO. Tutaj znajdziesz treść naszej nowej polityki a tutaj więcej informacji o Rodo