Nic dziwnego, że
Czasami, udaje mi się obserwować albatrosy.
Polatują - towarzysząc w drodze na wyspę,
która wiedzie przez fale odmętu –
są moim zwierciadłem; ja swojego ducha.
Jak żeglarz, obijam się o cudze brzegi.
Jak reporter z domu zbrodni. To się zrywam,
to spoczywam. W górach i w polarnym tchnieniu.
Zagubiona w czasie zbawienia, bratam się
ze wszystkim - nawet z burzą. Jest też we mnie
coś cichego; cichszego, niżeli sen. Wciąż wygrywam,
słaba i mała – tuż przed paradą tryumfu.
Barbara Mazurkiewicz