Jesień nad przepaścią
Wrzesień wgryzł się w niepogodę,
Moknę - jak kania na deszczu.
Wszystko osiąga zgniły kolor.
Pęcznieje miasto od brudu i kałuż.
Liście butwieją wilgotnymi wierszami,
powinieneś się postarać o czulsze słowa.
Znajome miejsca pokryła melancholia,
wiatr zawodzi i rozmienia ją na drobne.
No tak, przecież ty nie umiesz kochać,
wciąż udajesz, jak te twoje filmy porno.
Nazbyt długo trwa dzielenie -
między naiwnością a nienawiścią.
Czegoś ci za mało, a może za wiele?
Żebyś tak trzymał fason, jak pieniądze w banku.
Gorzkie żale przelewam na papier, kiedy
jesienna depresja łaskocze o parapet.
Tak; tu można złapać grunt pod stopami,
odkryć prawdę w życiu nie do pojęcia.
Rozwiać siebie na wszystkie strony myślenia
Lub spojrzeć przypadkiem sobie w oczy.
Barbara Mazurkiewicz