Wyobraźmy sobie świat bez otaczających nas drzew.
Zamknijmy na moment oczy i spróbujmy wirtualnie przenieść się w niecodzienną, betonową rzeczywistość, nagle bezpardonowo szerzącą się na planecie Ziemia. Niewątpliwie każdy doświadczy dziwnego uczucia mrowienia na plecach.
W jednej chwili zatęsknimy za bliskością potężnego dębu czy wątłej osiki, i na własne oczy zapragniemy przekonać się, iż był to tylko iluzoryczny wymysł naszej wyobraźni. Nie popadajmy jednak w nazbyt przesadną euforię, gdyż taki widok w niedalekiej przyszłości sami sobie możemy zgotować. Być może na skutek takich pozornych okoliczności, człowiek zda sobie sprawę z wartościowego istnienia drzew, i zrozumie, że w każdej chwili może być za późno, dlatego tu i teraz należy dbać o ich pozytywne bytowanie.
W tym momencie nie czeka nas tak drastyczna modernizacja otoczenia, jednakże sami skrupulatnie i stopniowo doprowadzamy do degradacji środowiska. Powinniśmy jak najprędzej zadbać o tę istotną dla życia grupę organizmów, jeśli nie chcemy by ta, w tej chwili złudna rzeczywistość, jawnie rozegrała się na naszych oczach.
Dlaczego z takim zapałem i wielką ochotą podczas urlopu czy zwykłego weekendu, zamiast zatłoczonej plaży czy skwarnego deptaka w środku miasta, wybieramy po prostu wycieczkę do lasu, gdzieś na łono natury? Czy nie dlatego, że w tych okolicznościach przyrody czujemy się bliżej tych pierwotnych instynktów, z których się przecież wywodzimy? Wybieramy przejażdżkę leśną ścieżką, siadamy pod drzewem by wśród szumu liści zaczerpnąć trochę ochłody i zbawiennego cienia, zagłębiamy się w pasjonującą lekturę, oparci o bezpieczny, głęboko zakorzeniony pień rośliny. Nagle to znika, miła wyprawa przeistacza się w wielkomiejski maraton po dżungli pełnej betonowych budynków. Czy tego pragniemy dla przyszłych pokoleń, dla własnych dzieci, dla siebie samych?
Jak wyglądałoby nasze ziemskie egzystowanie bez życiodajnych drzew? Zapewne stanowiłoby smutną i zimną mieszankę betonu, cementu i gipsu z domieszką asfaltu. Nie byłoby nic więcej poza stworzone przez człowieka, beznamiętne budowle. Nie hulałby wiatr za oknem, przyprawiając o dreszczyk emocji, skowronek o świcie nie wybudzałby radosnym świergotem z najwyższej gałęzi na lipie, bo tej by już nie było.
Sami stanowimy nierozerwalną część natury, więc na własne życzenie nie eliminujmy kawałka siebie! Wyrywając z korzeniami jedno drzewo, likwidujemy część naszej historii. Stanowią one bowiem żywe pomniki przeszłości. Bierni widzowie zamierzchłych czasów, świadkowie dawnych dziejów.
Niejedno z nas, jako małe dziecko było obserwatorem momentu, podczas którego na naszych oczach, ojciec - przeświadczony o powinności zbudowania domu, spłodzenia syna i zasadzenia drzewa, skrupulatnie wypełniał swoje założenia, podczas gdy dwa pierwsze elementy zostały już wykonane, skupić należało się na ostatniej kwestii. Wzrastaliśmy razem z małą jabłonią czy gruszą, bawiąc się w jej otoczeniu, to znów zażywaliśmy chłodu jej cienia, kiedy leniwie na hamaku bujał nas lekki podmuch wiatru. Czy można wyrzec się kawałka własnej przeszłości i pozwolić na ścięcie przyjaciela z lat dziecinnych? Z żadnym drzewem nie należy tak postępować, gdyż każdy jeden taki organizm jest częścią jakiejś przeszłości. Wyłącznie, w momencie, w którym drzewo może zagrażać życiu lub zdrowiu przedstawiciela homo sapiens, wahać się nie należy, ze względu na niepodważalny fakt, iż człowiek jest nad wszystkim i ponad wszystko.
Pragniemy czystego powietrza, życia zdrowego i ekologicznego, a sami odbieramy sobie ten przywilej na skutek masowego eliminowania drzew z przyrody. Dopuszczamy się ich dewastacji, okaleczamy naturę, profanując niejednokrotnie te życiodajne formy bytu.
My ludzie, nagminnie wyrzucamy do okolicznych lasów tony śmieci i odpadów wszelkiego rodzaju, począwszy od pozostałości po artykułach użytku codziennego, a skończywszy na częściach samochodu czy sprzętu AGD. Osobiście komponujemy rzeczywistość, w której to skupisko drzew zwane lasem, nie przypomina roślinnego kompleksu, a głównie wysypisko nieczystości i wszelkiego rodzaju surowców wtórnych, spoczywających w miejscu do tego zupełnie nieprzystosowanym. Pośród tego utworzonego przez człowieka „kosza na śmieci” porzucamy niedopałki papierosów, fragmenty szklanych butelek, a to jedynie krok od prawdziwej katastrofy, podczas której ucierpieć mogą nie tylko różnorodne formy roślinności, ale także wszelkiego rodzaju leśna zwierzyna. Lekkomyślnie pozostawiamy zagrażające środowisku resztki przetworzonych materii, kompletnie nie bacząc na konsekwencje karygodnych czynów.
Pożary, wszelkiego rodzaju skażenia i zakażenia podłoża, z którego przecież drzewa czerpią życiodajne wody, to codzienna rzeczywistość. Wytrwale niszczymy to co natura tak dokładnie przez lata tworzyła. Jeden nieodpowiedzialny krok może spowodować całą lawinę nieszczęść.
ZIELONY PRZYJACIEL
To właśnie drzewa filtrują powietrze, przecedzając je z wszelkiego rodzaju brudów i zanieczyszczeń. Przesączają kłęby dymu, chmury kurzu, by i tak zatruta atmosfera miała nieco oddechu od ciągłych natarć ze strony fabryk czy innych zakładów. Zabezpieczają nasz słuch przed nadmiernym i niewątpliwie szkodliwym dla ucha hałasem. Kumulują w sobie bezmiar chaosu, pochłaniając wrzawę i wszechobecny harmider niczym gąbka wodę. Dostarczają cennego cienia podczas upalnego popołudnia, bywają nieocenionym schronieniem przed ulewnym deszczem.
Drzewa to także prawdziwa ozdoba i wizytówka miasta czy wioski. To miejsce stałego pobytu wielu gatunków ptaków czy siedlisko małych ssaków. Zaopatrują zarówno ludzi jak i zwierzęta w pożywienie, w postaci przeróżnych odmian owoców czy kwiatów. Biblijny Eden został ustanowiony rajem głównie z powodu istnienia tam tak ogromnej rzeszy drzew, obfitujących w wielorakie rodzaje produktów pokarmowych, zapewniających strawę wszystkim żyjącym stworzeniom na ziemi. Zatem, jeśli drzewo jest darem od samego Boga, życiodajnym tworem pozwalającym na przetrwanie wielu kategoriom bytowania, to należy się mu się szacunek i poważanie.
Zwykła wiewiórka, mieszkanka parkowych i leśnych drzew, zostanie pozbawiona nie tylko „domu” ale także jadła, w momencie, w którym piła mechaniczna zrówna jej „mieszkanko” z ziemią. To trochę jak przymusowa „eksmisja” zwierzęcia, bo zostaje w jednym momencie wyrzucone na „bruk” bez szans na jakikolwiek inny „przydział”. Wydalona z własnej dziupli zwierzyna musi emigrować w poszukiwaniu miejsca do uwicia nowego gniazdka, wyeliminowana bez „uprzedzenia”, jest zobligowana do „tułaczki” w nieznane. To ludzie „dezorganizują” życie nadrzewnym stworzeniom, zupełnie nie licząc się z ich położeniem. Pozostawiają same sobie, bez przesiedlenia żywych przecież organizmów w jakieś przystępne dla nich miejsce.
Drzewa to także dogodne miejsce bytowania różnego rodzaju pasożytów i drzewnych „darmozjadów”. Stwarzają im wspaniałe warunki do godnego rozwoju. Same bardzo często płacą życiem za żywienie cudzych organizmów, które niejednokrotnie przynoszą jedynie same szkody.
Zapobiegają erozji, ich korzenie wiążą glebę, nie dopuszczając do procesu uszkadzania powierzchni obszaru przez wodę, wiatr czy ingerencję człowieka.
Skoro ten dostojny reprezentant flory tak masowo i bez liku dzieli się z człowiekiem swoimi najlepszymi właściwościami, należy zadać sobie pytanie, czy my robimy wszystko, by mu się za tę usługę odwdzięczyć? Czy działamy możliwie jak najbardziej należycie, by nie zniszczyć tego dobrodziejstwa jakie bezwarunkowo otrzymujemy? Chyba mamy jednak sobie wiele do zarzucenia.
Drzewa to swoiste płuca każdego miasta. Inkubator, który ochrania przed zewnętrznymi zagrożeniami. Idąc drogą typowo fizjologicznych porównań, można rzec, iż wielkomiejskie drzewa skupione w parkowym zespole konstytuują serce miasta. Właśnie w parku, w tym metropolitarnym zaciszu, można odpocząć, poczuć namiastkę natury, przyprowadzić dziecko, od małego chowane przecież w zatrutych realiach miejskiej egzystencji. Ów centralny punkt odgrodzony od zgiełku szpalerem drzew stanowi niejakie odłączenie od całości aglomeracyjnego kompleksu.
Nie zasadzajmy drzew zbyt blisko domów i zabudowań, nie stwarzajmy niepotrzebnego ryzyka, by po nazbyt kolosalnym wzrośnięciu rośliny nie wisiało nad nami widmo usunięcia utrudniającej życie przeszkody. Nadmierne sąsiedztwo drzewa może doprowadzić do katastrofy w momencie nieoczekiwanej wichury czy huraganu. Zawikłane, biurokratyczne utrudnienia nie pozwalają na wycięcie lipy czy gruszy, które zagrażają człowiekowi, a ogrodowa ozdoba musi być przecież i tak usunięta, gdyż ludzie nie mogą funkcjonować w bliskości zagrożenia. Zdrowy organizm trzeba zlikwidować, chociaż to smutna świadomość. Należy zatem umiejętnie dostosowywać odległość drzewa do miejsca zamieszkania, by takie sytuacje nie miały miejsca w przyszłości.
Jadąc samochodem wzdłuż zadrzewionych poboczy niejednokrotnie narzekamy na znaczną bliskość tych roślin. Niemalże każdego dnia dowiadujemy się o jakimś tragicznym w skutkach wypadku, nierzadko bywa to zderzenie z przydrożnym drzewem. Wprawdzie ludzkie nieszczęście w tym momencie jest nie do opisania, jednakże w większości przypadków jest wynikiem nadmiernej prędkości ze strony kierowców bądź następstwem nadużywania alkoholu. To nie frekwencja drzew przy ulicy sprawia, że prowadzący auto traci życie czy doznaje uszczerbku na zdrowiu, a brawura czy lekkomyślność. Wycinanie drzew nie rozwiąże problemu, bardziej przydałoby się wszechstronne przeszkolenie kierowców lub kategoryczne odebranie prawa jazdy. Inny użytkownik dróg roztropnie podróżując tą samą trasą doceni towarzystwo pobliskich drzew, które w słoneczny dzień zatamują dostęp uporczywych, utrudniających jazdę promieni.
PRZYTULIĆ SIĘ DO BRZOZY
Brzoza emanuje pewną niezwykłą siłą. W chwilach napięcia czy napadu depresji wystarczy objąć dłońmi drzewo, by jakimś przedziwnym cudem nagromadzona zła energia uleciała jak ręką odjął. Ta dostojna dama dodaje człowiekowi dynamizmu i poprawia koncentrację.
Sok z brzozy, uważany niegdyś za cudowny napój, poprawiał urodę. Substancja ta wspaniale oczyszcza krew i organizm od wewnątrz. Co oznacza, że niewątpliwie posiada w sobie całe mnóstwo najlepszych składników i życiodajnych pierwiastków.
Wystarczy tylko sama jej obecność, muśnięcie kory drzewa, by poczuć nieopisany spokój i duchową harmonię. Od wieków znano bowiem lecznicze właściwości drzew. Z liści tworzono uzdrawiające napary czy herbatki, olejki i ekstrakty zapachowe. Czczono niczym świętość.
Do dzisiaj tak wiele z nich stanowi pomniki przyrody. Chociażby sławny w całej Polsce, ale i poza granicami kraju dąb Bartek, będący chlubą państwa. Potężna ozdoba, oczekująca teraz na akt pomocy człowieka, bez jego bowiem wsparcia skazany zostanie na śmierć.
DOCENIĆ OLBRZYMA
W obecnym świecie zabiegany, w ciągłym pośpiechu przedstawiciel homo sapiens nie zastanawia się nad cennym towarzystwem drzew. W codziennej gonitwie nie dostrzega, że to ich obecność daje mu ten motor do działania. Zaprzątnięty własnymi sprawami mija jedynie te mini fabryki dostarczające niezbędnego do życia tlenu.
Doceniają drzewa ci, którzy od zawsze związani byli z ich istnieniem. Ludzie starsi, czerpiący w jesieni życia z ich mocy i siły, być może dopiero teraz, gdy czas i choroba pozwoliły na dostrzeżenie potencjału jaki w nich drzemie. Dzieci, które nie wyobrażają sobie lat młodości bez „drewnianych” przyjaciół. I to jedynie te, które miały od zarania wpojoną ich wartość. Które potrafiły na drzewie zrobić domek letniskowy, które skakały po czereśniowych gałęziach w poszukiwaniu owoców. Bowiem te zasiedziałe przed ekranem komputera nigdy nie zauważą, że można bawić się nie tylko w wirtualną rzeczywistość, ale że poza internetowym wymiarem istnieje jeszcze realna sfera, pełna niespodzianek i zaskakujących przygód.
Doceńmy więc te skarbnice pełne zdrowotnych atrybutów. Nie pozwólmy na ich powolną destrukcję i na własną zagładę.
Możemy stworzyć wspaniały mikroklimat dla otaczających nas drzew. Należy tylko chronić je przed wszelkiego rodzaju szkodnikami i intruzami chcącymi niszczyć naturalną elektrownię wytwórstwa tlenowego.
PRZYDROŻNA MASAKRA
Skala nikczemnego procederu karczowania przydrożnych drzew i alei jest tak ogromna, iż nie można tak biernie przyglądać się jak człowiek „wtrąca” się brutalnie w poukładany świat przyulicznych obserwatorów. Tak bardzo pragniemy krajobrazu obfitującego w „łyse”, pozbawione wyrazu środowisko? Wylesiając otoczenie odsłaniamy niemalże wszystkie „brudy” miasta, ukazujemy niegdyś zasłonięte, obskurne kominy fabryk, betonowe, szare blokowiska, zamarłe bez zielonego koloru nadziei.
Do żywego ogołacamy korony drzew, wycinając po kolei wszystkie napotkane po drodze gałęzie. Owszem, należy skracać i pielęgnować rośliny, aczkolwiek nie przesadzajmy z nadmierną wycinką. Gdyby nieoczekiwanie ktoś, bez zająknięcia i naszej aprobaty obciął nam włosy, o które tak pieczołowicie dbaliśmy od miesięcy, to jak byśmy zareagowali? Zapewne, byłby to szok i upokorzenie zarazem. Tak okaleczone drzewo nie sprzeciwi się, nie zakrzyczy, posłusznie pozostanie na swoim miejscu. My możemy oponować, buntować się, one nie. Faktycznie, należy skracać gałęzie, uleczać obciążone drzewo, niczym człowiek redukujący owłosienie na głowie, niechybnie po to, by lepiej rosły i były zdrowe zarazem. Nie okaleczajmy drzew jednak zbyt nagminnie, bo sami sobie tym szkodzimy. Przesadna ingerencja doprowadzi do odebrania sobie tej odrobiny luksusu w postaci cienia na oblanej słonecznymi promieniami szosie. Sprawi, iż zbyt nagrzany asfalt zacznie się topić, co doprowadzić może do ulicznego nieszczęścia.
Tak drastycznie odzierając drzewa, doprowadzamy do powstawania kikutów, dziwnych tworów ludzkiej interferencji. Niczym człowiek bez ręki tak drzewo bez gałęzi, liści, drzewostanu przeistacza się w „kalekę”.
Niszcząc przydrożne aleje pozbawiamy się niemalże bajkowego krajobrazu. Niczym za dawnych lat poczuć się tam można jak w jednej ze scen kultowych „Nocy i dni”. Tak usytuowane tworzą wąwóz pełen „kłaniających” się drzew przybyłym wędrowcom, prosząc o delikatny zachwyt i zachowanie przy życiu.
www.ZielonyDziennik.pl, Julian Z. Pankiewicz, Ilona Opolska